Zofia Węgierska

16 września 1822-8 listopada 1869

Jules Marie Simon Piallat, Zofia Węgierska, ok. 1860

Zofia Węgierska, fotografia z ok. 1860 r.

Zofia Węgierska, polska pisarka i felietonistka, była córką Ludwika Kamińskiego, poety i tłumacza, oraz jego żony, Barbary z Walknowskich. Jako osiemnastolatka poślubiła Edmunda Mielęckiego, zamożnego ziemianina, ale niedługo później opuściła go i związała się z Feliksem Węgierski, działaczem konspiracyjnym. Ich romans budził powszechne zgorszenie aż do 1848, kiedy to Zofii udało się uzyskać unieważnienie małżeństwa, a zakochani mogli stanąć na ślubnym kobiercu. Niestety Feliks zmarł rok po ślubie. Niedługo poźniej Zofia przeniosła się do Paryża, gdzie prowadziła salon literacki skupiający polskich emigrantów. Pisywała felietony do „Biblioteki Warszawskiej”, „Bluszczu”, „Gazety Codziennej”, „Czasu” i „Kurjera Wileńskiego”, wydała również kilka książek dla dzieci i młodzieży.

Norwid, 1857

Cyprian Kamil Norwid, fotografia z 1856 r.

Zofia utrzymywała bliskie relacje z Narcyzą Żmichowską (spotkałem się nawet z sugestią romansu, ale jak dotąd tego nie potwierdziłem), z Juliuszem Słowackim (którego poznała w 1848 roku we Wrocławiu, a który stworzył poemat „Dzieje Sofos i Heliona” jako prezent ślubny dla Węgierskich), z Sewerynem Goszczyńskim, a przede wszystkim z Cyprianem Norwidem. Węgierską i Norwida połączyła oparta na wzajemnym zrozumieniu i licznych dyskusjach intelektualnych serdeczna przyjaźń, która z czasem przerodziła się w głębokie uczucie. Niestety dwoje artystów nie zdążyło się nacieszyć wspólnym szczęściem – Węgierska nagle zachorowała i w wieku czterdziestu siedmiu lat zmarła. Kilka miesięcy później Norwid napisał wiersz „Na zgon Poezji”.

 

„Na zgon Poezji”
Ona umarła!… są-ż smutniejsze zgony?
I jak pogrzebać tę śliczną osobę?
Umarła ona na ciężką chorobę,
Która się zowie: pieniądz i bruliony.
Pamiętasz dobrze oną straszną dobę,
Gdy przed jej łożem stałem zamyślony,
Łzę mając wielką w oku, co szukało,
Czy to, co gaśnie, jest duch albo ciało?

Ona zaś (mówię: Poezja), swe ramię
Blade ku oknu niosąc, znak mi dała,
Bym światło przyćmił, bo uśmiechy kłamie,
Jakby jej w oczy wiosna urągała.
Nie wiem, czy ranę dostrzegłem, czy znamię,
Pod lewej piersi cieniem, gdy zadrżała?…
O, byłem smętny, jak odtąd nie bywam,
Gdy mam już cmentarz i na nim kwiat zrywam.

Umarła ona (Poezja), ta wielka
Niepojednanych dwóch sfer pośrednica,
Ocean chuci i rosy kropelka,
Ta monarchini i ta wyrobnica –
Zarazem wielce wyłączna i wszelka,
Ta błyskawica i ta gołębica…
Gdy ci, co grzebać mają za rzemiosło,
Idą już piaskiem zasypywać wzniosłą!

Odtąd w przestronnym milczenia kościele,
Po brukowaniu się przechodząc płaskiem,
Nie jej ja depcę grób… lecz po tych dziele
Stąpam, co cmentarz wyrównali piaskiem.
Aż się zamyślą myśli niszczyciele,
I grom zawołam, by uderzał z trzaskiem,
Wiedząc, iż ogień dla bez ognia ludzi,
Choćby w krzemieniach spał, w niebie się zbudzi.